wtorek, 23 czerwca 2015

a cóż mi szkodzi to tu wrzucić. grafomania. również.

COŚ

(opowiadanie, w założeniu przynajmniej)

Wstałem. Gratulacje. Wstałem, a zamiast fal kruczoczarnych (nie)loków ujrzałem tę cholerną, niedorobioną roletę, wyblakłą do tego. Ten cholerny zwiastun poranków i nadchodzących wieczorów. Ten cholerny obiekt służący tylko i wyłącznie do odcinania się od wścibskich, wyłupiastych gał sąsiadów, ale i też wścibskiego słońca, wypalającego, z kolei nasze, gały. Przynajmniej tyle, że nie wyłupiaste. I cóż poza tym, że wstałem? No cóż, otworzyłem oczy, zawsze coś. Coś. Miłe słowo. Dźwięczne takie, wymowne, co prawda nie tak dźwięczno-wymowne jak ‘nic’ połączone z beznamiętnym ruchem ramion. Coś. Słyszałem coś i pamiętam, również coś. Zadzwonił do mnie kuzyn, ale tylko po to, aby wyjść do maka, no cóż, zawsze to lepiej niż na kręgle. I to chyba tyle z tego, co pamiętam. Jak tylko wpadliśmy do domu, runąłem na sofę ze zmęczeniem na oczach. Ciebie nie pamiętam. I Twoich oczu. Nieważne. Biorę do ręki telefon. 21:37, cholera. Biorę go do ręki raz jeszcze, a na nim tylko te cztery smętne cyferki i dwukropek. Świetnie. Przynajmniej tapeta nie straszy. Chyba pójdę do baru Papaja. Bar wege, przynajmniej muzyka nie męczy, może spotkam tam też mojego kolegę. Co śmieszne, bar ten jest prowadzony przez syna pewnego wędkarza. No nieważne. Aktualnie moim zmartwieniem nie są wędkarze, wiedźmy czy czarownice spod Sodden, nie myślę też o przesyceniu mojego umysłu przez CO2 z wody gazowanej, nie myślę o szumiących za oknem samochodach, nie myślę o czarnej, aksamitnej sukience (notabene lekko tandetnej, no ale można to wybaczyć Najpiękniejszej Kobiecie Świata) zbliżającej się do ziemi z prędkością, którą bezcelowo znać. Bezcelowe jest również nakładanie pościeli na łóżko. Bardzo celowe natomiast jest położenie sobie wody przy nim. Moje światło świeciło, moja rzeka z kropel deszczu płynęła, moja -. Tak kichnąłem, że aż połamałem sobie żebra, zabawne, to chyba sen, chyba, dzień dobry, panie kocie, dzień dobry, pani kaktus, dzień dobry, panie doktorze, ja na wszystko się godzę, mówię „bardzo proszę”. Tak, to sen. I ta godzina to też sen. Bitwa pod Sodden to już w ogóle nie mój świat. Cholerny Sapkowski. Po rzuceniu telefonem w zieloność pokoju (przypominam, że mam oliwkowe rolety), znalazłem pilota. Takiego magika, co obsługuje telewizor. Magik obsługujący magiczną puszkę z trubadurami; zabawne. O Natalie Portman, miło. O, a to Mila Kunis, milej. O, a ten film oglądałem chyba z osiem razy. Mhm. Osiem. Raz z panią kruczoczarną, ale bez loków. Klik. A tej pani nie znam, w prawym, górnym rogu zamazane logo, chyba coś na t, nieważne.  Głupoty. Klik. Szumy, super. Uwielbiam mojego dostawcę, bardzo awangardowy, ale także w swojej awangardowości niesamowicie nachalny, widocznie chce, abym otworzył się na sztukę współczesną. Białe i czarne kreski. Tak, to miasto też rozchodzi się o kreski. O kreski na drogach, o kreski na powiekach, o kreski na stołach, o kreski na paznokciach i nosach. Szczęście, nienawiść, ciekawość i choroba w tych kreskach. Ogólnie to miasto to geometria. W końcu kolejną beznamiętną bryłę stawiają mi za oknem. I ten, kto ustawia ruch w tym mieście ma w głowie zamiast pofałdowanych struktur jedną, krótką kreskę, kreskę trzymającą ze sobą uszy, aby te nie opadły na posadzkę z wymownym plasknięciem. Zdarza się przecież. Czas wstać. Widocznie wstałaś wcześniej i nie musiałem nasłuchiwać Twojego milczenia, moja mała axis mundi. Może popełniłaś swoje pierwsze samobójstwo, wychodząc tak bezszelestnie? Florystka zamknięta na dziale prawa, spisująca bezwonne, czarnobiałe raporty. Żal tylko, że nasze romanse ustępują wszelkim harlekinom. Smutne. A pod oknem korek. Wrzawa. Stoi jakieś dziewięć tramwajów, i chmara ludzi, super. Trąbcie bardziej, dziękuję. Jak nie rowerzyści, to biegacze muszą demonstrować swoją odmienność bynajmniej seksualną. Mogli sobie parkiem pobiegać.  Pobiegam z nimi, najwyżej umrę. Co z tego, że śmierć jest taka beznamiętna, nudna, a po lewej więdną żonkile, miały kwitnąć, cholerni biegacze, zawroty głowy, zmarł mi kot, panie doktorze, mamo, ześlij mi apokalipsę. Jestem ateistą, ale niech mi dobry Pan pomoże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz